SAINT-EXUPÉRY ANTOINE DE

Title:MAŁY KSIĄŻĘ CZ.6
Subject:POETRY Scarica il testo


Antoine de Saint-Exupery
"Mały Książę"
--------------------------------------XXII


- Dzień dobry - powiedział Mały Książę.

- Dzień dobry - powiedział Zwrotniczy.

- Co ty tu robisz? - spytał Mały Książę.

- Sortuję podróżnych na paczki po tysiąc sztuk - odpowiedział Zwrotniczy. -
Wysyłam w lewo i w prawo pociągi, które ich unoszą.

Oświetlony pociąg pospieszny, hucząc jak grzmot, zatrząsł domkiem Zwrotniczego.

- Bardzo się spieszę - powiedział Mały Książę. - Czego oni szukają?

- Nawet człowiek prowadzący parowóz tego nie wie - odparł Zwrotniczy.

I znowu zagrzmiał oświetlony ekspres, pędzący w przeciwnym kierunku.

- Już wracają? - spytał Mały Książę.

- To nie ci sami - odpowiedział Zwrotniczy. - To wymiana.

- Czy było im źle tam, gdzie byli przedtem?

- Zawsze się wydaje, że w innym miejscu będzie lepiej - powiedział Zwrotniczy.

Znowu rozległ się grzmot trzeciego oświetlonego ekspresu.

- Czy oni ściagają poprzednich podróżnych? - zapytał Mały Książę.

- Nie nikogo nie ścigają - odparł Zwrotniczy. - Śpią w wagonach lub ziewają.
Jedynie dzieci przyciskajÄ… noski do okien.

- Jedynie dzieci wiedzą, czego szukają - rzekł Mały Książę. - Poświęcają czas
lalce z gałganków, która nabiera dla nich wielkiego znaczenia, i płaczą, gdy się
im jÄ… odbierze.

- Szczęśliwe - powiedział Zwrotniczy.


XXIII


- Dzień dobry - rzekł Mały Książę.

- Dzień dobry - odparł Kupiec.

Kupiec ten sprzedawał udoskonalone pigułki zaspokajające pragnienie. Połknięcie
jednej na tydzień wystarcza, aby nie chciało się pić.

- Po co to sprzedajesz? - spytał Mały Książę.

- To wielka oszczędność czasu - odpowiedział Kupiec. - Zostało to obliczone
przez specjalistów. Tygodniowo oszczędza się pięćdziesiąt trzy minuty.

- A co się robi z pięćdziesięcioma trzema minutami?

- To, co siÄ™ chce...

"Gdybym miał pięćdziesiąt trzy minuty czasu - powiedział sobie Mały Książę -
poszedłbym powolutku w kierunku studni..."


XXIV


Było to ósmego dnia na pustyni, licząc od zepsucia się motoru. Wysłuchałem
opowiadania o Kupcu, pijÄ…c ostatnie krople zapasu wody.

- Twoje wspomnienia są bardzo ładne - powiedziałem Małemu Księciu - lecz nie
naprawiłem jeszcze samolotu, nie mam nic do picia... I ja także byłbym
szczęśliwy bardzo, gdybym mógł powoli udać się w kierunku studni.

- Mój przyjaciel lis powiedział...

- Mój maleńki, nie chodzi już o lisa...

- Dlaczego?

- Ponieważ umrzemy z pragnienia...

Nie zrozumiał mej myśli i powiedział:

- Nawet w obliczu śmierci przyjemna jest świadomość posiadania przyjaciela.
Bardzo się cieszę, że miałem przyjaciela-lisa.

"Nie docenia niebezpieczeństwa - pomyslałem. - Nigdy nie odczuwa głodu ani
pragnienia. Wystarcza mu trochę słońca."

Popatrzył na mnie i odpowiedział na moją myśl.

- Mnie także chce się pić... Poszukajmy studni...

Zrobiłem gest zniechęcenia: szukanie studni na olbrzymiej pustyni jest absurdem.
Mimo to udaliśmy się w drogę. Gdyśmy tak szli godzinami, milcząc, noc zapadła i
gwiazdy zabłysły. Widziałem je jakby we śnie - miałem gorączkę z pragnienia.
Słowa Małego Księcia tańczyły mi w pamięci.

- Więc ty takze odczuwasz pragnienie? - spytałem go.

Nie odpowiedział mi na pytanie. Po prostu rzekł"

- Woda może także przynieść korzyść sercu...

Nie zrozumiałem odpowiedzi, lecz mimo to zamilkłem. Wiedziałem dobrze, że nie
należy zadawać mu pytań. Był zmęczony. Usiadł. Usiadłem obok niego. Po chwili
milczenia powiedział jeszcze:

- Gwiazdy są piękne, ponieważ na jednej z nich istnieje kwiat, którego nie
widać...

Odpowiedziałem: - Oczywiście - i w milczeniu patrzyłem na wydmy piasku w
poświacie księżyca.

- Pustynia jest piękna - dorzucił.

To prawda. Zawsze kochałem pustynię. Można usiąść na wydmie. Nic nie widać. Nic
nie słychać. Ale mimo to coś promieniuje w ciszy...

- Pustynię upiększa to - powiedział Mały Książę - że gdzieś w sobie kryje
studniÄ™...

Nagle ze zdziwieniem zrozumiałem to tajemnicze promieniowanie piasku. Gdy byłem
małym chłopcem, mieszkałem w starym domu, do którego przywiązana była legenda o
ukrytym skarbie. Oczywiście nikt skarbu nie znalazł, a może nawet nie szukał go.
Lecz on rzucał czar na dom. Mój dom ukrywał w sobie tajemnicę...

- Tak - powiedziałem Małemu Księciu - to, co upiększa dom czy gwaizdy, czy
pustynie jest niewidzialne.

- Jestem zadowolony - powiedział - że zgadzasz się z moim lisem.

Ponieważ Mały Książę był senny, wziąłem go na ręce i poszedłem dalej. Byłem
wzruszony. Wydawało mi się, że niosę kruchy skarb. Wydawało mi się nawet, że na
Ziemi nie istnieje nic bardziej nietrwałego. W świetle księżyca patrzyłem na
blade czoło, na zamknięte oczy, na pukle włosów poruszane wiatrem i mówiłem
sobie, że to, co widzę, jest tylko zewnętrzną powłoką. Najważniejsze jest
niewidoczne.

Ponieważ półotwarte wargi uśmiechały sie leciutko, powiedziałem sobie jeszcze:
"To, co mnie wzrusza najmocniej w tym małym śpiącym królewiczu, to jego wierność
dla kwiatu, to obraz róży, który świeci w nim jak płomień lampy nawet podczas
snu". I wydał mi się jeszcze bardziej kruchy. Byle podmuch wiatru może zgasić
lampę - trzeba dobrze uważać. I tak idąc, o świcie odnalazłem studnię.
XXV


- Ludzie tłoczą się w pociągach - powiedział Mały Książę - nie wiedząc, czego
szukają. Dlatego są podnieceni i kręcą się w kółko... - A potem dorzucił: - Nie
warto...



Studnia, którą znaleźliśmy, nie przypominała zupełnie studni saharyjskich.
Studnie saharyjskie sÄ… po prostu dziurami wykopanymi w piasku. Ta natomiast
przypominała wiejską studnię. Lecz nigdzie nie było wioski. Zdawało mi się, że
śnię.

- To zadziwiające - powiedziałem do Małego Księcia - wszystko jest przygotowane:
blok, lina i wiadro...

Zaśmiał się, chwycił linę, puścił blok w ruch. Blok jęknął, zazgrzytał jak stara
chorągiewka na dachu po długotrwałym bezruchu.

- Słuchaj, obudziliśmy studnię i ona śpiewa...

Nie chciałem, aby się męczył.

- Pozwól mi, to za ciężkie dla ciebie.

Powoli wyciągałem wiadro aż do cembrowiny, Postawiłem je równo. W uszach
dźwięczał mi śpiew bloku, a w falującej jeszcze wodzie widziałem drgające
słońce.

- Chcę napić się tej wody - powiedział Mały Książę - daj mi...

Zrozumiałem już, czego szukał.

Podniosłem wiadro do jego warg. Pił, mając oczy zamknięte. To było tak piękne
jak święto. To było czymś więcej niż pożywieniem. Ta woda zrodzona była z marszu
pod gwiazdami, ze śpiewu bloku, z wysiłku mych ramion. Sprawiała radość sercu -
jak podarek. Świeczki na choince, muzyka na Pasterce oraz słodkie uśmiechy
opromieniały prezenty, jakie otrzymywałem na Boże Narodzenie, gdy byłem małym
chłopcem.

- Ludzie z twojej planety - powiedział Mały Książę - hodują pięć tysięcy róż w
jednym ogrodzie... i nie znajdujÄ… w nich tego, czego szukajÄ…...

- Nie znajdują - odpowiedziałem.

- A tymczasem to, czego szukają, może być ukryte w jednej róży lub w odrobinie
wody...

- Oczywiście - odpowiedziałem.

Mały Książę dorzucił:

- Lecz oczy są ślepe. Szukać należy sercem.

Napiłem się. Oddychałem głęboko. O wschodzie słońca piasek jest koloru miadu.
Cieszyłem się tym kolorem miodu. I jak mogłem przypuszczać, że oczekiwało mnie
cierpienie...

- Powinieneś dotrzymać obietnicy - powiedział cichutko Mały Książę.

Siedliśmy znów razem.

- Jakiej obietnicy?

- Widzisz... kaganiec dla baranka... Jestem odpowiedzialny za mój kwiat!

Wyciągnąłem z kieszeni moje szkice. Mały Książę zauważył je i śmiejąc się
powiedział:

- Twoje baobaby przypominają trochę główki kapusty...

- Och!

Byłem tak dumny z tych baobabów.

- Twój lis... z takimi uszami, które przypominają rogi... Są za długie!

I śmiał się dalej.

- Jesteś niesprawiedliwy, mały przyjacielu, mówiłem, że poza wężem boa,
zamkniętym i otwartym, nigdy nie umiałem nic rysować.

- Och, twoje rysunki nie są takie złe - pocieszał - dzieci poznają się na nich.

Narysowałem kaganiec. Ścisnęło mi się serce, kiedy mu go pokazywałem.

- Masz plany, których nie znam...

Nie odpowiedział mi na pytanie.

- Wiesz... mój przyjazd na Ziemię... jutro jest rocznica... - powiedział i po
chwili milczenia dodał: - Spadłem niedaleko stąd...

I poczerwieniał.

Znowu z niewiadomych przyczyn zrobiło mi się dziwnie smutno. Postanowiłem go o
coś zapytać.

Więc to nie przez przypadek przechadzałeś się tutaj samotnie, o tysiąc mil od
zamiszkałych terenów, kiedy poznałem cię osiem dni temu? Powróciłem na miejsce,
na które spadłeś?

Mały Książę poczerwieniał jeszcze bardziej.

Wahając się dorzuciłem:

- A może z powodu rocznicy?

Mały Książę znowu zaczerwienił się. Nigdy nie odpowiadał na pytania, ale kiedy
się ktoś rumieni, to jakby mówił "tak", prawda?

- Wiesz - powiedziałem mu - boję się...

Tym razem odpowiedział mi:

- Musisz teraz pracować. Musisz iść do twojej maszyny. Będę tu czekał na ciebie.
Wróć jutro wieczorem...

Nie uspokoiło mnie to. Przypomniała mi się historia lisa. Decyzja oswojenia
niesie w sobie ryzyko Å‚ez.






...