SAINT-EXUPÉRY ANTOINE DE

Title:MAŁY KSIĄŻĘ CZ.3
Subject:FICTION Scarica il testo


Antoine de Saint-Exupery
"Mały Książę"
-------------------------------------IX


Sądzę, że dla swej ucieczki Mały Książę wykorzystał odlot wędrownych ptaków.
Rano przed odjazdem uporządkował dokładnie planetę. Pieczołowicie przeczyścił
wszystkie wulkany. Miał dwa czynne wulkany. To się bardzo przydaje do
podgrzewania śniadań. Miał też jeden wulkan wygasły. Ponieważ powtarzał zwykle:
- Nic nigdy nie wiadomo - więc przeczyścił także wygasły wulkan. Jeśli wulkany
są dobrze przeczyszczone, palą się powoli i równo, bez wybuchów. Wybuchy
wulkanów są tym, czym zapalenie sadzy w kominie. Oczywiście my, na naszej Ziemi,
jesteśmy za mali, aby przeczyszczać wulkany. Dlatego też sprawiają nam tyle
przykrości. Mały Książę z odrobiną smutku wyrwał także ostatnie pędy baobabów.
Nie wierzył w swój powrót. Wszystkie te codzienne prace wydawały mu się tego
ranka szczególnie miłe. Kiedy po raz ostatni podlał różę i już miał ją przykryć
kloszem, poczuł, że chce mu się płakać.

- Do widzenia - powiedział róży.

Lecz ona nie odpowiadała.

- Do widzenia - powtórzył.

Róża zakaszlała. Lecz nie z powodu kataru.

- Byłam niemądra - powiedziała mu. - Przepraszam cię. Spróbuj być szczęśliwy.

Zdziwił się brakiem wymówek. Stał, całkowicie zbity z tropu, trzymając klosz w
powietrzu. Nie rozumiał tej spokojnej słodyczy.

- Ależ tak, ja cię kocham - mówiła róża. - Nie wiedziałeś o tym z mojej winy. To
nie ma żadnego znaczenia. Ale ty byłeś równie niemądry jak ja. Spróbuj być
szczęśliwy. Pozostaw spokojnie tę planetę. Nie chcę ciebe więcej.

- Ależ... przeciągi...

- Nie jestem już tak bardzo zakatarzona. Chłodne powietrze nocy dobrze mi zrobi.
Jestem kwiatem..

- Ale dzikie bestie...

- Muszę poznać dwie lub trzy gąsienice, jeśli chcę zawrzeć znajomość z motylem.
To podobno takie rozkoszne. Bo któż by mnie oitem odwiedzał, gdy będziesz
daleko... A jeśli chodzi o dzikie bestie, nie boję się nikogo. Mam kolce. - I
naiwnie pokazała cztery kolce. Po chwili dorzuciła: - Nie zwlekaj, to tak
drażni. Zdecydowałeś się odjechać. Idź już!

Nie chciała, aby widział, że płacze. Była przecież tak dumna.



X


Planeta Małego Księcia krążyła w okolicy planetek 325, 326, 327, 328, 329, 330.
Zaczął więc od zwiedzania tych planet, aby znaleźć sobie zajęcie i czegoś się
nauczyć.

Pierwszą zamieszkiwał Król. Ubrany w purpurę i gronostaje, siedział na tronie
bardzo skromy, lecz majestatyczny.

- Oto poddany! - krzyknął Król, gdy zobaczył Małego Księcia.

Mały Książę spytał:

- Widzisz mnie przecież po raz pierwszy, w jaki więc sposób mogłeś mnie
rozpoznać?

Nie wiedział, że dla królów świat jest bardzo prosty. Wszyscy ludzie są
poddanymi.

- Zbliż się, abym cię widział lepiej - powiedział Król, bardzo dumny, że
nareszcie może nad kims panować.

Mały Książę poszukał wzrokiem miejsca, gdzie by mógł usiąść, lecz cała planeta
zajęta była przez wspaniały płaszcz gronostajowy. Stał więc nadal, a ponieważ
był zmęczony podróżą, ziewnął.

- Etykieta nie zezwala na ziewanie w obecności króla - rzekł monarcha. -
Zakazuję ci ziewać.

- Nie mogę się powstrzymać - odpowiedział Mały Książę bardzo zawstydzony. -
Odbyłem długą podróż i nie spałem.

- Wobec tego rozkazuję ci ziewać. Od lat nie widziałem ziewających. Zaciekawia
mnie ziewanie. No! Ziewaj jeszcze! To jest rozkaz.

- To mnie onieśmiela... nie mogę więcej - powiedział czerwieniąc się Mały
Książę.

- Hm, hm! - odrzekł Król. - Wobec tego... rozkazuję ci to ziewać, to... -
Bełkotał chwilę i wydawał się podrażniony. Królowi bardzo zależało, aby jego
autorytet był szanowany. Nie znosił nieposłuszeństwa. Był to monarcha absolutny.
Ponieważ jednak był bardzo dobry, dawał rozkazy rozsądne. - Jeśli rozkażę -
zwykł mówić - jeśli rozkażę generałowi, aby zmienił się w morskiego ptaka, a
generał nie wykona tego, to nie będzie wina generała. To będzie moja wina.

- Czy mogę usiąść? - spytał skromnie Mały Książę.

- Rozkazuję ci siąść - powiedział Król, podciągając majestatycznie jedną połę
gronostajowego płaszcza.

Mały Książę był zdziwiony. Planeta była maleńka. Nad kim Król mógł panować?

- Najjaśniejszy panie - powiedział - proszę mi wybaczyć moje pytania...

- Rozkazuję ci pytać - pospiesznie powiedział Król.

- Najjaśniejszy panie, kim najjaśniejszy pan rządzi?

- Wszystkim - z wielką prostotą odpowiedział Król.

- Wszystkim?

Król dyskretnym ruchem wskazał swoją planetę, inne planety i gwiazdy.

- Tym wszystkim? - spytał Mały Książę.

- Tym wszystkim - odpowiedział Król, ponieważ był to monarcha nie tylko
absolutny, ale i uniwersalny.

- I gwaizdy najjaśniejszego pana słuchają?

- Oczywiście - odrzekł Król. - Słuchają natychmiast. Nie znoszę
nieposłuszeństwa.

Mały Książę zachwycił się taką władzą. Gdyby on ją posiadał, mógłby widzieć
jednego dnia nie czterdzieści trzy, ale siedemdziesiąt dwa, nawet sto, nawet
dwieście zachodów słońca bez przesuwania krzesełka. A ponieważ był trochę smutny
z powodu swej małej opuszczonej planety, ośmielił się prosić Króla o łaskę:

- Chciałbym zobaczyć zachód słońca. Proszę mi zrobić przyjemność. Proszę
rozkazać słońcu, aby zaszło...

- Jeśli rozkażę generałowi, aby jak motyl przeleciał z jednego kwiatka na drugi,
albo rozkażę mu napisać tragedię, albo zmienić się w morskiego ptaka, a generał
nie wykona otrzymanego rozkazu, kto z nas nie będzie miał racji: ja czy on?

- Jego Królewska Mość - odpowiedział stanowczo Mały Książę.

- Słusznie. Należy wymagać tego, co można otrzymać. Autorytet opiera się na
rozsądku. Jeśli rozkażesz twemu ludowi rzucić się do morza, lud się zbuntuje. Ja
mam prawo żądać posłuszeństwa, ponieważ moje rozkazy są rozsądne.

- Więc jak jest z moim zachodem słońca? - przypomniał Mały Książę, który nigdy
nie porzucał postawionego pytania.

- Będziesz miał twój zachód słońca. Zarządzę go. Lecz zaczekam, w mądrości
rządzenia, aż warunki będą przychylne.

- Kiedy to będzie? - informował się Mały Książę.

- Hm, hm! - zamruczał Król, badając gruby kalendarz. - Hm, hm, to będzie
około... około... to będzie dziś wieczorem o godzinie 19.40. I zobaczysz, jaki
mam posłuch.

Mały Książę ziewnął. Żałował straconego zachodu słońca, a poza tym już się
trochę nudził.

- Nie mam tu nic do roboty. OdejdÄ™.

- Nie odchodź - odpowiedział Król, który był tak dumny z posiadania poddanego. -
Nie odchodź, mianuję cię ministrem.

- Ministrem czego?

- Hm... sprawiedliwości!

- Ależ tu nie ma kogo sądzić!

- Nie wiadomo - rzekł Król. - Jeszcze nie zwiedziłem mego królestwa. Jestem
bardzo stary, nie mam miejsca na karocę, a chodzenie mnie męczy.

- Och! Ale ja już widziałem - powiedział Mały Książę, wychylając się, aby rzucić
okiem na drugą stronę planety. - Tam także nie ma nikoga...

- Wobec tego będziesz sam siebie sądzić. To najtrudniejsze. Znacznie trudniej
jest sądzić siebie niż bliźniego. Jeśli potrafisz dobrze siebie osądzić,
będziesz naprawdę mądry.

- Ja - powiedział Mały Książę - moge się sądzić byle gdzie. Nie ma potrzeby,
abym mieszkał tutaj.

- Hm, hm. Zdaje mi się, że gdzieś na mojej planecie jest stary szczur. Słyszę go
nocą. Będziesz mógł od czasu do czasu sądzić tego starego szczura. Będziesz go
mógł skazywać na śmierć. W ten sposób życie jego będzie zależne od twojej
sprawiedliwości. Lecz za każdym razem ułaskawisz go, aby go oszczędzić. Bowiem
jest tylko jeden.

- Nie lubię skazywać na śmierć - odpowiedział Mały Książę - i już odchodzę.

- Nie - rzekł Król.

Mały Książę, który skończył już przygotowania do podróży, nie chciał martwić
starego monarchy.

- Jeżeli Wasza Królewska Mość chce, aby rozkazy były wykonywane natychmiast,
proszę mi dać rozsądny rozkaz. Niech mi na przykład Wasza Królewska Mość rozkaże
odejść stąd przed upływem jednej minuty. Zdaje mi się, że okoliczności są
sprzyjajÄ…ce...

Ponieważ Król nie odpowiedział, Mały Książę po chwili wahania wyruszył w drogę,
wzdychajÄ…c z ulgÄ….

- Mianuję cię moim ambasadorem! - wykrzyknął jeszcze Król. Był bardzo pewny
siebie.

"Dorośli są bardzo dziwni! - mówił sobie Mały Książę.




XI


Drugą planetę zamieszkiwał Próżny.

- Ach! Ach! Oto odwiedziny wielbiciela! - krzyknął, gdy tylko zauważył Małego
Księcia. Albowiem według próżnych każdy spotkany człowiek jest ich wielbicielem.


- Dzień dobry - powiedział Mały Książę. - Pan ma zabawny kapelusz.

- Po to, aby się kłaniać - odpowiedział Próżny. - Aby się kłaniać, gdy mnie
oklaskują. Niestety nikt tędy nie przejeżdża.

- Ach tak? - powiedział Mały Książę, nic nie rozumiejąc.

- Uderzaj dłonią w dłoń - poradził Próżny.

Mały Książę uderzył dłonią w dłoń. Próżny ukłonił się skromnie, uchylając
kapelusza.

"To jest jednak bardziej zajmujące niż odwiedziny u Króla" - powiedział sobie
Mały Książę. I znów zaczął klaskać. Próżny znów kłaniał się, uchylając
kapelusza. Po pięciu minutach zabawy Mały Książę zmęczył się jednostajnością
gry.

- A co trzeba zrobić - spytał - aby kapelusz spadł?

Lecz próżny nie usłyszał. Próżni słyszą tylko pochwały.

- Czy ty mnie naprawdę bardzo uwielbiasz? - spytał Małego Księcia.

- Co to znaczy uwielbiać?

- Uwielbiać to znaczy uznać mnie za człowieka najpiękniejszego, najlepiej
ubranego, najbogatszego i najmÄ…drzejszego na planecie.

- Ależ poza tobą nikogo na planecie nie ma!

- Zrób mi tę przyjemność: uwielbiaj mnie mimo wszystko.

- Uwielbiam cię - powiedział Mały Książę, lekko wzruszając ramionami - ale co ci
to daje?

I ruszył w dalszą drogę. "Dorośli są zdecydowanie śmieszni" - powiedział sobie
podczas podróży.



XII


Następną planetę zajmował Pijak. Te odwiedziny trwały bardzo krótko, pogrążyły
jednak Małego Księcia w głębokim smutku.

- Co ty tu robisz? - spytał Pijaka, którego zastał siedzącego w milczeniu przed
baterią butelek pełnych i bateria butelek pustych.



- Piję - odpowiedział ponuro Pijak.

- Dlaczego pijesz? - spytał Mały Książę.

- Aby zapomnieć - odpowiedział Pijak.

- O czym zapomnieć? - zaniepokoił się Mały Książę, który już zaczął mu
współczuć.

- Aby zapomnieć, że się wstydzę - stwierdził Pijak, schylając głowę.

- Czego się wstydzisz? - dopytywał się Mały Książę, chcąc mu pomóc.

- Wstydzę się, że piję - zakończył Pijak rozmowę i pogrążył się w milczeniu.

Mały Książę zakłopotany ruszył dalej.

"Dorośli są naprawdę bardzo, bardzo śmieszni" - mówił sobie po drodze.


...